Jako, że poza Voodoo, jest i Audio, warto też czasem zahaczyć o coś dobrego i testować. Tym razem jest to Shiit Lyr. Wzmacniacz hybrydowy (lampowo-tranzystorowy). Jak jest w tym wypadku ? Czy wzmacniacz jest dobry czy może podczas słuchania będzie tylko Brown Note ? (zgodnie z nazwą firmy).
Z zewnątrz
Lyr jest zaskakująco mały, na zdjęciu powyżej, porównany z Black Pearl, nie prezentuje się okazale. Za to waga wzbudza respekt :), można się podźwignąć przez przypadek. Mój egzemparz testowy wyposażony był w 2 lampy General Electric 6BQ7A made in U.S.A.
Scena bardziej zróżnicowana niż w Black Pearl. Wokale bliżej, cała reszta rozkłada się jednak na większej przestrzeni. Delikatnie wypchnięta średnica. W kawałkach softrockowych, brak trochę mięcha. Dominacja średnich tonów. Tutaj Black Pearl radzi sobie lepiej. W spokojnych pościelówach znowu lepiej SHIIT, lepsze wypełnienie sceny.
Na IEM nie da się słuchać. Brumienie lamp jest bardzo głośne, do tego stopnia, że przeszkadza w cichszych fragmentach piosenek. Black Pearl również brumi, jednak już nie tak. Da się wytrzymać. Tutaj najlepiej sprawdza się FCL (Fat Cube Linear – klon Black Cube Linear firmy Lehmann) – odbrumiony i cichy jak Hiroszima po bombardowaniu…Dość, kończymy z testowaniem IEMów na lampowcach.
Jest Moc – równowaga tonalna, przestrzeń i jakość poszczególnych pasm jest uwypuklona. Jakość. Po raz kolejny utwierdzam się, że to nie słuchawki dla portable, choć sam kiedyś tak twierdziłem. Głębia i ilość niskich tonów zawstydza nawet HiFiMany. Delikatny szum, na granicy percepcji.
Cisza jak nic nie gra. A jak gra, to od razu tak, że kapcie lecą. Wokale mega. Grają idealnie prawie spod czaszki. A scena, wprawdzie nie tak szeroka jak w chińczykach, ale precyzyjna, trochę węższa. Za to sprawiająca wrażenie odsłuchu w zadymionym klubie. Muzyka ma taki właśnie klubowy pogłos. Pojedyncze instrumenty potrafią zagrać daleko, żeby za chwilę wrócić i dołączyć do orkiestry. Jak na razie jest to chyba najlepiej brzmiący wzmacniacz z tymi słuchawkami jaki słyszałem. Naprawdę powala. Jest taki utwór – Perfect Darkness Finka. Sam numer jest obłędny, ale w tym zestawieniu ciemność jest namacalna i rzeczywiście perfekcyjna. Szaleństwo, po prostu czyste szaleństwo. A góra – normalnie kryształ. Idealna i piękna. Podoba mi się nawet bardziej niż połączenie Lyra z He-5LE. Chyba nie warto wspominać, że przesłuchałem w czasie testu, płytę Perfect Darkness 7 razy, nie mogąc się oderwać. Jest w całym tym połączeniu taka idealna magia.